1.09.2011

Kalkuta

Poranek przywital deszczem. Na Sudder Street, ulice straganow i najtanszych hoteli w miescie mknelam z dworca zotlym 'Ambasadorem';)
Kalkuta, przepiekne miasto. I znowu jestem sama. Noc w pociagu przegadalam z Asafem z Izraela ktory dzis prosto z dworca pojechal na lotnisko. Raz na jakis czxas przerywal rozmowe i wychodzil na skreta. W Indiach haszysz jest bardzo tani, a nie chcial ryzykowac w razie gdyby przeszukiwano go na lotnisku w Bangkoku, postanowil wiec wypalic wszystko w jedna noc.
Dwa poprzednie dni rowniez spedzilam w towarzystwie: Klara ze Sloweni i Angelina z Niemiec. Zdaje sie, ze skutki uboczne treningu Vipassany utrzymuja sie na wysokim poziomie. Inaczej nie wyobrazam sobie siebie - spokojnej i cierpliwej - rozmawiajacej z calkowicie upalonym facetem, a wczesniej chodzacej dwa dni od straganu do straganu Sarnath i Varanasi w poszukiwanui piekniejszych i piekniejszych sari, naszyjnikow, bransoletek, szali, apaszek, nie wiem czego jeszcze.. Podrozowanie w towarzystwie kobiet zawsze bylo dla mnie doswiadczeniem z gatunku 'rzadko i nie czesciej'. Dwa dni wystarczyly, bylo mi milo, ale ciesze sie, ze wrocilam na wlasne sciezki.
Kalkuta ma mi duzo do zaoferowania. Mnostwo architektonicznych szczatek wspominajacych stare brytyjskie czasy. Swietna architektura i wreszcie mam czym oddychac.
Rzadko ktora ze spotkanych osob rozumie, dlaczego planuje spedzic az 5 dni w tak glosnym i zatloczonym miescie, zamiast za mniejsze pieniadze wylegiwac sie pod palma na zlotych piaskach Malezji lub Tajlandii.
Tak juz mam.A zamiast zlotych piaskow Tajlandii (te zostawie sobie na 'po szescdziesiatce') za pare dni zafunduje sobie wypoczynek na dzikich plazach Kambodzy.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz