Dzis mija 13. dzien odkad przekroczylam granice Tajlandi z Kambodza. Ponad polowe tego czasu spedzilam w Phnom Penh. Tak przyzwyczailam sie do tego miasta, ze paradoksalnie - przestalo mi zalezec, zeby z niego wyjechac.
W hotelu, w ktorym sie zatrzymalam, jako 'stalego klienta' przeniesiono mnie do pokoju z duzym oknem. Kierowcy zaczepiajacy mnie dotychczas krzykami 'tuk tuk', 'motorbike lady' przestali wreszcie niepokoic. Wiedza juz, ze nie wsiadam do tuktuka (zabawna przyczepka na 1-4 pasazerow ciagnieta przez kierowce na motorku), a korzystam - jesli wogole - z uslug jednego z kierowcow motorka bez przyczepki ('motorbike, lady') jako-tako mowiacego po angielsku.
Pore lunchu, a raczej drugiego sniadania, spedzam przewazne w chinskiej restauracji nad brzegiem rzeki. Kaza sobie sporo placic (jak na tutejsze warunki) za kawe, ale jako jedyni serwuja poprawne wloskie Cappuccino. No i widok na rzeke. Zdaje sie, ze patrzenie na wode uspokaja.
Wieczorami, z ksiazka, siadam na tarasie innej z okolicznych restauracji, by znad koktajlu lub zielonej herbaty przygladac sie bardzo popularnym zachodnio-khmerskim 'parom'. Dzieki poznanemu pare dni temu prawnikowi ze Szwajcari, od 3 lat pracujacemu w Phnom Penh, dowiedzialam sie min ze 'biali' wozacy na tylnich siedzeniach swoich motorkow khmerskie dziewczyny, to zadni turysci, a ekspatrioci, z takich lub innych przyczy mieszkajacy w Kambodzy od wielu lat. Sporo ich tutaj, w Penh. Miedzy innymi dlatego, ze Kambodza jest chyba jedynym z okolicznych krajow, w ktorym prawo sprzxyja przyjezdnym. Bez problemu mozna kupic tu nieruchomosc (w sasiednim Wietnamie ponad 50% udzialow musi nalezec do lokalnego) czy otworzyc wlasny biznes.
Niech zyje Kambodza, chcialabym powiedziec i zostac na dluzej. Ale czas w droge. Mam juz wize wyjazdowo a Kambodzy ($20 wiecej i zamiast na 'za trzy dni' byla gotowa 'na jutro'). Wiza do Tajlandi - in progress. Polska ambasada w Bangkoku uparcie zapewnia mnie, ze dostane sie do Tajlandi bez wizy, ale co innego powiedzieli mi w biurze imigracyjnym i w ambasadzie Tajlandi w P.P. Wole wiec zaplacic i wyczekac swoje niz cofac sie spod granicy...
Bycmoze wiec jutro w nocy bede juz w Tajlandii. Oznaczaloby to, ze polowa przeszkod stojacych na drodze do kraju pokonana:) Pozostaje mi tylko 30.wrzesnia przed godzina 9.50 znalezc sie na lotnisku w Hanoi. Wtedy to odlatuje moj samolot do Moskwy.
Bylam dzis ponownie w ambasadzie Wietnamu i upewnilam sie, ze nie ma mozliwoscie aby wpuscili mnie na teren kraju. Musialabym wczesniej wystarac sie o paszport tymczasowy (w Bangkoku) i dopiero wtedy moglabym aplikowac o wize. To bylyby kolejne 3 dni biegania po urzedach...
Zamiast tego zdecydowalam spedze ostatnie dni odpoczywajac w Tajlandi, a 30.rano z Bangkoku polece do Hanoi i bez opuszczania lotniska wsiade na poklad rosyjskiego Airbusa ktory przez Moskwe zabierze mnie do Berlina...
Ale to tylko moje plany, wiele moze ulec zmianie.
W hotelu, w ktorym sie zatrzymalam, jako 'stalego klienta' przeniesiono mnie do pokoju z duzym oknem. Kierowcy zaczepiajacy mnie dotychczas krzykami 'tuk tuk', 'motorbike lady' przestali wreszcie niepokoic. Wiedza juz, ze nie wsiadam do tuktuka (zabawna przyczepka na 1-4 pasazerow ciagnieta przez kierowce na motorku), a korzystam - jesli wogole - z uslug jednego z kierowcow motorka bez przyczepki ('motorbike, lady') jako-tako mowiacego po angielsku.
Pore lunchu, a raczej drugiego sniadania, spedzam przewazne w chinskiej restauracji nad brzegiem rzeki. Kaza sobie sporo placic (jak na tutejsze warunki) za kawe, ale jako jedyni serwuja poprawne wloskie Cappuccino. No i widok na rzeke. Zdaje sie, ze patrzenie na wode uspokaja.
Wieczorami, z ksiazka, siadam na tarasie innej z okolicznych restauracji, by znad koktajlu lub zielonej herbaty przygladac sie bardzo popularnym zachodnio-khmerskim 'parom'. Dzieki poznanemu pare dni temu prawnikowi ze Szwajcari, od 3 lat pracujacemu w Phnom Penh, dowiedzialam sie min ze 'biali' wozacy na tylnich siedzeniach swoich motorkow khmerskie dziewczyny, to zadni turysci, a ekspatrioci, z takich lub innych przyczy mieszkajacy w Kambodzy od wielu lat. Sporo ich tutaj, w Penh. Miedzy innymi dlatego, ze Kambodza jest chyba jedynym z okolicznych krajow, w ktorym prawo sprzxyja przyjezdnym. Bez problemu mozna kupic tu nieruchomosc (w sasiednim Wietnamie ponad 50% udzialow musi nalezec do lokalnego) czy otworzyc wlasny biznes.
Niech zyje Kambodza, chcialabym powiedziec i zostac na dluzej. Ale czas w droge. Mam juz wize wyjazdowo a Kambodzy ($20 wiecej i zamiast na 'za trzy dni' byla gotowa 'na jutro'). Wiza do Tajlandi - in progress. Polska ambasada w Bangkoku uparcie zapewnia mnie, ze dostane sie do Tajlandi bez wizy, ale co innego powiedzieli mi w biurze imigracyjnym i w ambasadzie Tajlandi w P.P. Wole wiec zaplacic i wyczekac swoje niz cofac sie spod granicy...
Bycmoze wiec jutro w nocy bede juz w Tajlandii. Oznaczaloby to, ze polowa przeszkod stojacych na drodze do kraju pokonana:) Pozostaje mi tylko 30.wrzesnia przed godzina 9.50 znalezc sie na lotnisku w Hanoi. Wtedy to odlatuje moj samolot do Moskwy.
Bylam dzis ponownie w ambasadzie Wietnamu i upewnilam sie, ze nie ma mozliwoscie aby wpuscili mnie na teren kraju. Musialabym wczesniej wystarac sie o paszport tymczasowy (w Bangkoku) i dopiero wtedy moglabym aplikowac o wize. To bylyby kolejne 3 dni biegania po urzedach...
Zamiast tego zdecydowalam spedze ostatnie dni odpoczywajac w Tajlandi, a 30.rano z Bangkoku polece do Hanoi i bez opuszczania lotniska wsiade na poklad rosyjskiego Airbusa ktory przez Moskwe zabierze mnie do Berlina...
Ale to tylko moje plany, wiele moze ulec zmianie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz