12.09.2011

ciag dalszy

Do strat zapomnialam dodac - klucz do pokoju 312:) Na szczescie kolega nie ma pojecia z jakiego to hotelu. Zeby bylo zabawniej - popsul sie dzis zamek w drzwiach mojego pokoju i portier z troska przed chwila przelokowal mnie do innego. Choc wie, ze jestem chwilowo niewyplacalna.
Dobrze, ze mam tu dwojke znajomych z ktorymi przyjechalam z Siem Reap. Uratowali mnie dzis dziesiecioma dolcami i ratuja netbookiem z dostepem do internetu.

Dobra, powiem szczerze - nie chodzi o moje przywiazanie do aparatu, raczej o to ze nie wybrazam sobie podrozowania bez niego. Po czesci po to jezdze, zeby pstrykac. Rysowac nie umiem. Wiec Wietnam, na ktory tak czekalam i na zdjecia z ktorego tak liczylam (architektura postkolonialna!) bedzie dla mnie nielatwym wyzwaniem. Aparat to najlepszy przyjaciel podrozy i jezdzenie bez niego traci dla mnie sens. Moze tego sie bede wlasnie musiala nauczyc, jak poradzic sobie w podrozy bez przyjaciela; i bedzie juz jakis plus;)

Jesli chodzi o 'porywacza', watpie zeby chcial sie do mnie dobrac. Moze wolno biegam, ale przywalic potrafie. A tak na powaznie - zlodziejstwo na plazy jest tu na porzadku dziennym. W sezonia zdarza sie to ponoc codziennie. Policja sporo zarabia na lapowkach i nawet nie pozoruje, ze zainteresowana jest znalezieniem przestepcow. Ja, bedac na posterunku, nie marzylam nawet o tym, zeby zglosic przestepstwo. Zlezalo mi jedynie na zdobyciu odpowiedniego papieru dzieki ktoremu bede mogla dostac sie do Wietnamu, a potem wrocic do Europy. Straty sa, ale taka najwidoczniej jest cena przygod, podrozowania i dobrej zabawy.

P.S.

Milo mi, ze tyle osob czyta mojego bloga, i ze z zainteresowaniem. Dzis pobil rekord dziennych odwiedzin.
Dzieki za wsparcie! buziaki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz