Jozefa K spraw ciag dalszy. Stwierdzilam juz dawno, a teraz tylko upewniam sie w przekonaniu, ze planujac jakakolwiek przyszla kariere, najpierw powinnam pomyslec o zatrudnieniu osobistej asystentki vel sekretarki. Sprawy formalno-organizacyjne nie sa moja mocna strona. Jesli nawet nie sa ta najslabsza, zdecydowanie nie przychodzi mi latwo ogarnianie niecodziennej rzeczywistosci.
Jestem od wczoraj w Bangkoku, Tajlandia bylaby idealnym miejscem sprzyjajacym wypoczynkowi, jak i rowniez Kambodza, gdyby nie natlok zadan przerastajacych moje zdolnosci koncentracyjne.
Wczoraj, zeby upewniec sie, ze dotre do Europy bez szwanku, postanowilam wyslac jeszcze jednago maila do Aeroflotu - lini ktore zabiora mnie w piatek rano z Hanoi przez Moskwe do Berlina, z pytaniem, czy w zwiazku z tym ze nie mam paszportu, wszystko jest ok i nikt nie bedzie utrudnial mi odprawy w Wietnamie.
Odpowiedz z callcenter@aeroflot.ru negatywna. W wypadku zmiany dokumentu/paszportu nalezy osobiscie udac sie do biura aeroflot z nowym dokumentem. Nie mozna przeprowadzic tej operacji via email. Co z tego, ze pare miesicy temu przeprowadzalam podobny 'zabieg' za posrednictwem maila gdy, juz po zakupie biletu, zmienilam paszport na nowy. Tym razem trzeba osobiscie...
Wstalam dzis wczesnie rano, i tym samym anulujac plany relaksu przed podroza, pojechalam do siedziby aeroflot w Bangkoku. Przyszlo mi to podejrzanie latwo (transport publiczny w Bkk jest dla mnie nadal zagadka) wiec oczywiscie - choc w internecie nie ma o tym wzmianki - aeroflot zmienil pare tygodni temu siedzibe. Biegne wiec do kolejnego miejsca. Pani - ku mojej uldze, ale tez rozczarowaniu, bo po co tu jechalam - mowi ze z dokumentem i biletem nie ma problemu, ale nie jest pewna czy w Hanoi przyjma mnie bez wizy, nawet jesli to transfer.
Dla wlasnego bezpieczenstwa powinnam wiec skontaktowac sie z liniami ktorymi przylece z Bangkoku do Wietnamu. Ona niestety ne moze mi pomoc. Biegne wiec, znow - zalezy mi na czasie, bo nie wiem gdzie jeszcze bede musiala dzis jechac, a biura pracuja do 17 z dwugodzinna przerwa na lunch - do budki telefonicznej (!) i dzwonie do AirAsia.
Po 20 minutach tlumaczenia pani z infolini ze nie chce zmienic rezerwacji tylko dowiedziec sie czy ich linia umozliwia transfer z inna linia, a w zwiazku z tym czy nie potrzebuje wizy w Wietnamie, pani powiedziala ze nie wie i ze powinnam skontaktowac sie z ambasada Wietnamu.
Z ambasada Wietnamu kontaktowalam sie juz wczesniej, w Phnom Penh, i mowili ze transferem moge leciec przez Wietnam bez wizy. Chcialam jednak uslyszec to jeszcze raz, od ambasady w Bangkoku, bo tutaj kazdy mowi cos innego.
Zuzylam w tym celu chyba 12 jedno-bahtowek bo do ambasady wietnamskiej nie sposob sie dodzwonic. Probowalam z roznych automatow, chyba przez 40 minut, i zrezygnowana chcialam jechac do nich osobiscie, kiedy okazalo sie ze jest juz 11, a o 11.30 robia sobie 2h przerwy...
Podtrzymuje mnie na duchu informacja z Polskiej Ambasady w Hanoi - potwierdzajaca zdanie Wietnamczykow z Kambodzy - ze jesli nie opuszczam lotniska w Wietnamie, wizy nie potrzebuje.
Zdecydowanie gorzej byloby, gdyby jednak okazalo sie ze wiza jest potrzebna. Musialabym co tchu pedzic do Ambasady Polskiej, zeby tam wyrobic paszport tymczasowy (nadal posluguje sie tylko dokumentem zastepczym) a potem wize wietnamska. Juz dawno stracilam poczucie panowania nad sytuacja, teraz stracilam jakiekolwiek poczucie sytuacji. Co ma byc to bedzie, pozostaje mi wierzyc, ze bedzie tylko lepiej.
Co wiem, to ze AirAsia nie podejmie sie wyslania mojego bagazu do portu docelowego czyli do Berlina. Moge wiec ublagac ich, zeby z plecakiem wpuscili mnie na poklad. Jesli sie nie uda, a poniewaz chwilowo opuscila mnie dobra passa, stawiam ze sie nie uda, moge wtedy nie zdazyc na samolot z do Moskwy jesli bede chciala odebrac plecak i nadac go ponownie.
Jesli wiec nie wejde na poklad z plecakiem, zostanie on na wieczne amen gdzies w Hanoi. Bo wole go nie odebrac niz sama nie zdazyc na samolot. Nawet jesli zapozoruje ze zaginal i po prostu go nie odbiore i pobiegne do kolejnej odprawy (mam tylko 75minut na przesiadke, a to bardzo malo) bedzie na mnie czekal w Hanoi...
Ide wiec na kawe z lodami, a potem moze na masaz tajski, bo dolary ktore mi zostaly i tak w niczym nie pomoga, kolejnego biletu za nie nie kupie, ani nie przekonam nikogo zeby niemozliwe stalo sie mozliwym.
Burzy to lekko moj swiatopaglad, bo do tej pory zdawalo mi sie ze wszystko jest mozliwe (w tym pozytywnym dla mnie znaczeniu), a teraz zaczynam dochodzic do wniosku, ze skoro wszystko jest mozliwe, nalezy spodziewac sie tego najgorszego.
Mimo wszystko, resztkami nadziei i pozostaloscia ignorancji - mam nadzieje - 'do zobaczenia' w Berlinie.
Jestem od wczoraj w Bangkoku, Tajlandia bylaby idealnym miejscem sprzyjajacym wypoczynkowi, jak i rowniez Kambodza, gdyby nie natlok zadan przerastajacych moje zdolnosci koncentracyjne.
Wczoraj, zeby upewniec sie, ze dotre do Europy bez szwanku, postanowilam wyslac jeszcze jednago maila do Aeroflotu - lini ktore zabiora mnie w piatek rano z Hanoi przez Moskwe do Berlina, z pytaniem, czy w zwiazku z tym ze nie mam paszportu, wszystko jest ok i nikt nie bedzie utrudnial mi odprawy w Wietnamie.
Odpowiedz z callcenter@aeroflot.ru negatywna. W wypadku zmiany dokumentu/paszportu nalezy osobiscie udac sie do biura aeroflot z nowym dokumentem. Nie mozna przeprowadzic tej operacji via email. Co z tego, ze pare miesicy temu przeprowadzalam podobny 'zabieg' za posrednictwem maila gdy, juz po zakupie biletu, zmienilam paszport na nowy. Tym razem trzeba osobiscie...
Wstalam dzis wczesnie rano, i tym samym anulujac plany relaksu przed podroza, pojechalam do siedziby aeroflot w Bangkoku. Przyszlo mi to podejrzanie latwo (transport publiczny w Bkk jest dla mnie nadal zagadka) wiec oczywiscie - choc w internecie nie ma o tym wzmianki - aeroflot zmienil pare tygodni temu siedzibe. Biegne wiec do kolejnego miejsca. Pani - ku mojej uldze, ale tez rozczarowaniu, bo po co tu jechalam - mowi ze z dokumentem i biletem nie ma problemu, ale nie jest pewna czy w Hanoi przyjma mnie bez wizy, nawet jesli to transfer.
Dla wlasnego bezpieczenstwa powinnam wiec skontaktowac sie z liniami ktorymi przylece z Bangkoku do Wietnamu. Ona niestety ne moze mi pomoc. Biegne wiec, znow - zalezy mi na czasie, bo nie wiem gdzie jeszcze bede musiala dzis jechac, a biura pracuja do 17 z dwugodzinna przerwa na lunch - do budki telefonicznej (!) i dzwonie do AirAsia.
Po 20 minutach tlumaczenia pani z infolini ze nie chce zmienic rezerwacji tylko dowiedziec sie czy ich linia umozliwia transfer z inna linia, a w zwiazku z tym czy nie potrzebuje wizy w Wietnamie, pani powiedziala ze nie wie i ze powinnam skontaktowac sie z ambasada Wietnamu.
Z ambasada Wietnamu kontaktowalam sie juz wczesniej, w Phnom Penh, i mowili ze transferem moge leciec przez Wietnam bez wizy. Chcialam jednak uslyszec to jeszcze raz, od ambasady w Bangkoku, bo tutaj kazdy mowi cos innego.
Zuzylam w tym celu chyba 12 jedno-bahtowek bo do ambasady wietnamskiej nie sposob sie dodzwonic. Probowalam z roznych automatow, chyba przez 40 minut, i zrezygnowana chcialam jechac do nich osobiscie, kiedy okazalo sie ze jest juz 11, a o 11.30 robia sobie 2h przerwy...
Podtrzymuje mnie na duchu informacja z Polskiej Ambasady w Hanoi - potwierdzajaca zdanie Wietnamczykow z Kambodzy - ze jesli nie opuszczam lotniska w Wietnamie, wizy nie potrzebuje.
Zdecydowanie gorzej byloby, gdyby jednak okazalo sie ze wiza jest potrzebna. Musialabym co tchu pedzic do Ambasady Polskiej, zeby tam wyrobic paszport tymczasowy (nadal posluguje sie tylko dokumentem zastepczym) a potem wize wietnamska. Juz dawno stracilam poczucie panowania nad sytuacja, teraz stracilam jakiekolwiek poczucie sytuacji. Co ma byc to bedzie, pozostaje mi wierzyc, ze bedzie tylko lepiej.
Co wiem, to ze AirAsia nie podejmie sie wyslania mojego bagazu do portu docelowego czyli do Berlina. Moge wiec ublagac ich, zeby z plecakiem wpuscili mnie na poklad. Jesli sie nie uda, a poniewaz chwilowo opuscila mnie dobra passa, stawiam ze sie nie uda, moge wtedy nie zdazyc na samolot z do Moskwy jesli bede chciala odebrac plecak i nadac go ponownie.
Jesli wiec nie wejde na poklad z plecakiem, zostanie on na wieczne amen gdzies w Hanoi. Bo wole go nie odebrac niz sama nie zdazyc na samolot. Nawet jesli zapozoruje ze zaginal i po prostu go nie odbiore i pobiegne do kolejnej odprawy (mam tylko 75minut na przesiadke, a to bardzo malo) bedzie na mnie czekal w Hanoi...
Ide wiec na kawe z lodami, a potem moze na masaz tajski, bo dolary ktore mi zostaly i tak w niczym nie pomoga, kolejnego biletu za nie nie kupie, ani nie przekonam nikogo zeby niemozliwe stalo sie mozliwym.
Burzy to lekko moj swiatopaglad, bo do tej pory zdawalo mi sie ze wszystko jest mozliwe (w tym pozytywnym dla mnie znaczeniu), a teraz zaczynam dochodzic do wniosku, ze skoro wszystko jest mozliwe, nalezy spodziewac sie tego najgorszego.
Mimo wszystko, resztkami nadziei i pozostaloscia ignorancji - mam nadzieje - 'do zobaczenia' w Berlinie.