4.08.2011

u mnie nic

Gdyby ktos pytal, co u mnie, u mnie nie dzieje sie nic. Kilkunastodniowa rutyna sprawila, ze chwilowo zabraklo mi potrzeby uzewnetrzniania sie.
Pobudka 6.30, yoga, lunch, ksiazka, yoga, obiad, ksiazka, prysznic, sen 22.30.
Pomnozyc razy 20 i inne rzeczy przestaja wydawac sie istotne. Czego wiecej trzeba czlowiekowi do szczescia. Jesc, trawic, spac i pracowac nad soba.
Prosta recepta na szczescie, jesli nie ma sie lepszej.

Latwo mowic, ze jest sie spokojnym i szczesliwym, kiedy zyje sie w tak odrealnionym swiecie. Posilki zostaja mi podane, mieszkanie wysprzatane. Wracam z zajec, podloga wypolerowana, pranie poskladane, a goracy dahl z soczewicy czeka na stole. W takich realiach latwo 'pracowac nad soba' i 'osiagac wewnetrzna rownawage'.
Ale latwiej tez zmagac sie z niewygodna swiadomoscia o ktora przyprawily mnie, swoja droga coraz bardziej meczace, wyklady Rajiv'a. O co tak naprawde w tym wszystkim chodzi. O co mi chodzi, dlaczego tu jestem i czego szukam. Pewnie sie nie dowiem, dopoki nie wroce do Europy. O ile wogole, kiedykolwiek sie dowiem.

Czego nie od dzis probuje sie nauczyc - myslec mniej! Mniej myslec, wiecej robic. Dlatego uciekam stad, i nie bede pisac, dopoki nie wydarzy sie cos, warte mojego wysilku lamania palcow na made in india klawiaturze. :)  Caluje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz