10.08.2011

Capitol Complex, bez cenzury

Niedawno, kiedy pstrykalam walczace na srodku ulicy barany (Musoorie), znajoma, sila sciagajac mnie z jezdni, stwierdzila ze dalabym sie rozjechac zeby zdobyc dobre ujecie. Przyznalam jej racje.
Dzis, zeby obfotografowac jeden z glownych powodow mojego przyjazdu do Indii - budynki Kapitolu - zlamalam tutejsze prawo, nie chwalac sie, co najmniej trzy razy. Mimo wszytsko mam powody do dumy.


Dwa dni temu, pisalam o tym wczesniej, od Principala CCA dostalam pozwolenie na zwiedzanie
wszystkich trzech budynkow wchodzacych w sklad Kapitolu:
Secratariat, Assembley Hall oraz High Court. Bez tego mozna jedynie pomarzyc o wejsciu na
teren ktoregokolwiek z budynkow. Okazalo sie jednak, ze rowniez z pozwoleniami nie jest to
latwe.



Sekretariat. Wejscie numer 1. Nie wpuszacza mnie. Mowie, ze mam 'permission'. To nic. Musze
isc do wejscia numer 2. Tamtedy wejde. Ide wiec. Brama nr 2 nalezy do stanu Haryana
(Chandigarh jest terenem niezaleznym (Union Territory) na pograniczu dwoch stanow). Nie mowia po angielsku, wskazuja palcem w strone 'recepcji'. Recepcja - prosze isc do bramy nalezacej do Punjabu. Tam wpuszcza. CCA nie ma pozwolenia na wydawania zgody na wejscie od strony stanu Haryana. Kieruje sie wiec od razu w strone kolejnej 'recepcji'.
Robia mi dwa zdjecia, spisuja dane z mojego paszportu, w koncu wydaja
'pozwolenie'. Kieruje sie w strone bramy 'Punjab'. Dwa podpisy, pieczatka. Zamieniaja jeden
swistek papieru na drugi. Pierwsza bramka kontrolna - omijam i kieruje sie do tej dla
kobiet. Przeszukuja mi torbe, sprawdzaja czy nie przemycam czegos w nogawkach od spodni
(nie wiem czego, ale przyzwyczailam sie po notorycznych kontrolach na stacjach metra w
Delhi).
Jedna ze strazniczek prowadzi mnie labiryntem korytarzy do 'Control Room'. Tam
chwile narazdza sie z trzema innymi straznikami. Po chwili wychodzi do mnie jeden z
wyzszych ranga (tak oceniam po zachowaniu i mundurze) i mowi ze dostane zgode na wejscie
do Sekretariatu ale na fotografowanie juz nie.
Na to z kolei ja nie moge sie zgodzic.
Mowie, ze jestem architektem, mam pozwolenia od Pryncypala CCA i mam zamiar obfotografowac
budynek. Dobrze. W takim razie musze jeszcze chwile poczekac. Po chwili wraca. Moge robic
zdjecia ale tylko na zewnatrz i na dachu budynku. 'Ze wzgledow bezpieczenstwa'
fotografowanie wewnatrz jest absolutnie zabronione. Zaraz przysla po mnie straznika, bo sama nie moge isc.


Po chwili dolacza do mnie kolejny turysta. Jeden z pierwszych jakiego spotkalam w
Chandigarh. Japonczyk z Hiroshimy, pracujacy jako architekt w Bhutanie. Kiepsko mowi po
angielsku.
Kierujemy sie w strone windy. Pytam czy mozemy pojsc schodami? Na 10 pietro? Straznik
wydaje sie zrezygnowany i chyba wiodzi ze tak latwo nie odpuszcze. Idziemy rampa. Twardo
trzyma sie zakazu robienia zdjec. Jeden pokoj, drugi. Na 8 piertrze kolejne formalnosci,
kilka pieczatek i wreszcie wchodzimy na dach. Po 10 minutach z powrotem wida na dol. Z
pozwoleniem ktore mi wydali ponoc moge isc ogladac Assembley Hall.

Secretariat

Secretariat

Okazuje sie ze niekoniecznie. Tu juz nie jest latwo. Przy budce ze straznikami spedzam okolo 30 minut. Zadne prosbny ani grozby nie skutkuja. Bez pisemnego 'permission' od Chief Architect (pani ktora mialam
przyjemnosc poznac wczoraj) nie mam nawet co marzyc o wejsciu. Permission od Principala
jest w tym momencie nie istotne. Nikt nie mowi po angielsku na tyle, zeby wytlumaczyc mi
dlaczego. Jestem uparta wiec wszyscy trzej straznicy opuszaczaja dyzurke (sic!) i ida sie
naradzac. Korzystajac z sytuacji przekraczam szlaban i dyskretnie wchodze na teren
Assembley Hall. Niestety nie dlugo ciesze sie wolnoscia bo panowie predko przybiegaja i z
krzykiem odganiaja mnie na druga strone betonowego ogrodzenia. Mowie ze wroce w sobote z
pozwoleniem od Chief Architect i daje za wygrana. Do czasu.

Widok na Assembley Hall

Dziura w plocie


Okolo 15 minut ide wkolo ogrodzenia. Caly czas betonowy mur na wysokiem nasypie porosnietym krzakami. Nie ma szans zeby cokolwiek zobaczyc. Nie wiem ile jest stopni, ale odkad jestem w Indiach slonce
jeszcze tak mocno nie grzalo. W windzie Sekretariatu termomentr wskazywal 41C. Tytlko ze
tam byly wiatraki i bylo calkiem chlodno. W koncu beton sie konczy. Wskakuje w krzaki. Za
mna, nie wiedzacy co sie wlasciwie dzieje, ledwo przytomny z goraca Japonczyk.
Zorientowalam sie dopiero teraz ze caly czas szedl moim sladem. Znajduje dziure w plocie
(najwodoczniej nie bylam pierwsze zdesperowana) i przedzieram sie na teren Assembley. Boje
sie podejsc zbyt blisko bo w oddali widze budki straznicze. 

 


Assembley Hall



Ale zdjecia ktore mam to juz duzy sukces. Jest naprawde goraco. Czas na ostatni budynek -
High Court. Ide w jego strone, po drodze kilka ujec Hand Monument i ... okazuje sie ze
szczescie mimo niesprzyjajacych okolicznosci nie chce mnie opuscic. Tylne wejscie na teren
Assembley Hall, otwarta brama a straznika nie ma. Straznik spal w cieniu pod drzewem i nie
zamknal bramy po ktoryms ze sluzbowych samochodow wjezdzajacych na teren kompleksu. Troche nie chcialo mi sie wierzyc, ze to dzieje sie naprawde, ale podeszlam kilkaset metrow pod samo wejsciew Assembley Hall i zrobilam kilka zdjec z ktorych jestem naprawde zadowolona!
Nie weszlam co prawda do srodka. Moglabym probowac, ale balam sie ze w konsekwencji mogliby odebrac mi aparat lub kontaktowac sie z Collegem a to nie byloby przyjemne...
Jesli znajde czas i sily, poprosze Chief Architect o wydanie stosownego pisma. Chociaz zaczynam watpic czy mogloby ono cokolwiek zdzialac. I czy wogole bym je dostala.
W ramach argumentacji, zeby nie wpuscic mnie na teren Assembly, staraznicy mowili: 'very dangerous'. Powiedzialam ze ja zdecydowanie nie jestem 'dangerous' i z tego sie smiali; niczego wiecej nie bylam w stanie sie dowiedziec.


Assembley Hall

I wreszcie High Court. Po drodze udalo mi sie kupic butelke zimmnej Coli. Zawsze jestem pod
wrazeniem, ze w najmniej oiczekiwanych momentach mozna tu dostac to, o czym sie wlasnie
marzy. Okazalo sie ze pod workiem z 'niewiadomoczym', siedzacy przy pustej drodze mezczyzna
ma 'lodowke' z zimnymi napojami...

High Court i ta sama historia. Pozwolenie na wejscie, okey, nie z tej
strony tylko z drugiej, wiec znow okrazam budynek. Wpuszczaja mnie, tym razem bez eskorty, ale kaza
isc od razu na drugie pietro do 'reception desk' gdzie dostane pozwolenie na wejscie i
robienie zdjec. Przepraszam ze wyrazenie, ale zdecydowanie chrzanie to, wchodze schodami na
ostatnie pietro, robie zdjecia, ktos pyta mnie o pozwolenie, udaje ze nie slysze i
spokojnym krokiem kieruje sie do wejscia frontowego, bo na ujaciach z tej strony budynku
najbardziej mi zalezalo. Mam te zdjecia, ide przed siebie. Japonczyk zagubil sie gdzies po
drodze, podejrzewam ze zakonczyl zwiedzanie na pietrze numer dwa. Nie odwracajac sie wiecej
za siebie zlapalam riksze i pojechalam do najblizszego klimatyzowanego miejsca jakie
przyszlo mi do glowy. Jest godzina 15.40. Mialam jechac jeszcze dzis ogladac kolejny sektor slumsow ale zdecydowanie sie do tego w tej chwili nie nadaje. Pozdrawiam!

High Court

High Court

2 komentarze:

  1. Anonimowy10.8.11

    holly shit, brzmi jak z Bonda, tylko realniej! nie szalej za bardzo, zeby nie zrobili uzytku ze swych strzelb kochana! do Agaty serio celowali noca pod brama Taj Mahal, jak ta swiadomie lub nie, oslepila uzbrojonego straznika latarka... juz widze naglowki "desperate architecture student shot on Chandigarh walls" ;)) take care, buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy11.8.11

    Nawet zawistni sa pod wrażeniem. Bond to pryszcz, to nam bardziej przypomina dzialania kapitana Hansa Klosa. To była klasa.
    Nie szalej zbyt bardzo bo maja krecic kolejne odcinki i nikt nie wie jak Hans skończy.

    OdpowiedzUsuń