28.08.2011

Vipassana. Oboz medytacyjny.



Medytacja. Kojarzy sie z relaksem w spojnym otoczeniu, balsamem dla ducha i ciala. Zapach kadzidel, w tle kojaca muzyka. Nic bardziej mylnego.Prosze wyobrazic sobie dziesieciodnowy oboz przetrwania.
Duszna sala, wiatraki wylaczone - przerwa w dostawie pradu. Zerowy ruch powietrza, muchy i komary. W sporej sali 35 poduszek ulozonych na podlodze w rownych rzedach. 30 mezczyzn i 5 kobiet. Pot leje sie litrami, Hindusi siedzacy po mojej lewej stronie (kobiety i mezczyzni osobno, wszyscy twarza dosiedzacego w lotosie na podwyzszeniu guru) nieustannie kichaja, chrzakaja, puszczaja baki, bekaja, jecza; wydaja z siebie mnostwo odglosow ktorych nie mialam sily ani checi identyfikowac. Kobiety zachowywaly sie w miare spokojnie.
Panuja trzy zasady - podczas medytacji nie zmieniac pozycji, miec caly czas zamkniete oczy, wyprostowana szyje i kregoslup. Dziesiec godzin dziennie w siadzie skrzyznym lub w pozycji pol-lotosu. Powtarzam: 10 godzin dziennie!
Pobudka o 4 rano. Dwie godziny medytacji, przerwa na sniadanie. Medytacja, przerwa na lunch. Medytacja, przerwa na goraca herbate z mlekiem o 17. Medytacja. O 21 sen.
Przez pierwsze 3 dni uczymy sie koncentracji na wlasnym oddechu. Uczymy sie wytrwac nieporuszenie w pozornie komfortowej pozycji, ktora po pieciu minutach staje sie niewygodnia, a po kwadransie jest juz tortura. Bola stopy, kolana, biodra, kregoslup, szyja rece. Zmeczenie psychiczne. Gryza komary, a mrowki od czasu do czasu gubia sie w faldach lepiacych od potu spodni.
Pierwsze dni byly naprawde ciezkie. Naprawde. Nie na zarty:) Ale pozniej juz tylko latwiej. Czwartego dnia udaje sie przewaznie juz przestrzegac wymaganych zasad; jak swedzi, to sie nie drapiesz, jak boli, to akceptujesz ten bol i medytujesz nieprzerwanie.

Czym jest Vipassana? To prastara technika medytacyjna, odkryta (rediscovered) przez Budde. Byl to VI wiek pne. Szybko rozprzestrzenila sie w Birmie, Indiach oraz na niektorych terenach dzisiejszych krajow arabskich. Na poczatku naszej ery popadla w zapomnienie, praktykowano ja jedynie w Birmie, skad w latach 70 XX wieku na swiat wyprowadzil ja pan Goenka, wspolczesny 'ojciec' techniki.
Vipassana oznacza widziec rzeczy takimi, jakimi sa. Obiektywnie, bez oceniani, dzielenia na przyjemne/nieprzyjemne. Uczy zachowac spokojny, nieporuszony umysl bez zwgledu na wszystko. Dlatego, ze wszystko w swiecie jest nietrwale, impermanent. Zarowno szczescie jak i nie szczescie, bol i cierpienie sa nietrwale, przemijaja, dlatego nie nalezy przywiazywac do nich wagi. Wszystko najalezy traktowac niezmiennie (with equanimity). Niczego nie pragnac (no craving) ani do niczego nie czuc niecheci (no aversion) poniewaz te dwa uczucia sa glowna przyczyna nieszczescia (misery).
Zeby osiagnac powyzszy stan 'oswiecenia' - znany nam jako nirvana, a w jezyku Pali (staroindyjskim) nibbana, nalezy nauczyc sie pracowac i wyrobic w umysle nowe nawyki na poziomie podswiadomosci.
Wiec kiedy po 3 dniach pracy z oddechem udaje sie zapanowac nad gmatwanina mysli i wypracowac w ciele odpowiednia wrazliwosc na zmysly, zaczyna sie nauke techniki vipassana. Poprzez kontynujacje pracy z oddechem, i koncentracje kolejno na kazdej czesci ciala, od czubka glowy po palce stop, wyrabia ich swiadomosc (awareness). Tak wiec kiedy myslisz o danej czesci ciala, docieraja do ciebie rowzne odczucia ktorych wczesniej nie byles swiadomy. To sa tak zwane subtle sensations. Moze to byc mrowienie, puls, bol, uklucia, wibracje; cokolwiek. Niezaleznie od rodzaju tych odczuc (pozytywne lub negatywne)traktujesz je z jednakowo spokojnym umyslem (equanimity). Kiedy wszystkie czesci ciala sa juz 'aktywne', przepuszczasz przez cialo strumien energi (flow). Nawet jesli sie nie udaje, zachowujesz spokoj, rownowage. Nie dazysz do pozytywnych rezultatow, nie negujesz zlych. Pracujesz ciezko i wytrwale (patiently and persistently). Caly czas obserwujesz. Nie oceniasz.
Jak przeklada sie to na zycie codzienne i samopoczucie? - Rewelacyjnie! Wyzwanie polega na tym, zeby po zakonczeniu kursu praktykowac codziennie, dwa razy dziennie. Najlepiej godzine rano i wieczorem.









Podstawowe zasady panujace podczas 10dniowego kursu to m.in: zakaz opuszczania osrodka, zakaz komunikowania sie (zadnych gestow, usmiechow, porozumiewawczych spojrzen), zakaz prowadzenia notatek lub czytania ksiazek, zakaz sluchania muzyki, uprawiania sportow i odprawiania jakichkolwiek praktyk religijnych, zakaz poszczenia, zakaz zabijania, oczywiscie spozywania miesa, kofeiny, alkoholu itd

17.08.2011

z przyczy technicznich blog tymczasowo zawieszony :]

Varanasi







dawniej Benares, jest jednym z najstarszych miast na swiecie; funkcjonuje niezmiennie ponoc od 1200r.p.n.e. Co roku przyjezdzaja tu niezliczone gromady Hindusow ze wzgledu na kult Shivy oraz swietego Gangesu w ktorym kapia sie, odprawiaja ceremonie, kremuja zmarlych...
Ponoc tylko 5% zanieczyszczenia rzeki (ktore kilkusetkrotnie przewyzsza dopuszczalne dla czlowieka normy??) pochodzi z odpadow obrzedowych. Reszta brudu to scieki wpuszczane do Gangesu ze wszystkich okolicznych miast.


















14.08.2011

Indie Deluxe

Pisalam juz wczesniej o pociagach. Ale musze sie podzielic doswiadczeniami z dzisiejszej podrozy. Trasa Chandigarh-Delhi, zaledwie trzygodzinna dlatego chcialam kupic najtanszy bilet i planowalam te podroz na jutro, tak zeby nie schodzac z plyty dworca przesiasc sie na pociag do Varanasi. Niestety nie uwzglednilam w planach faktu, ze bilety kolejowe trzeba rezerwowac tu z wyprzedzeniem i w srode nie bylo juz biletow na poniedzialek, a tym bardziej najtanszych. Dlatego jestem w Delhi juz dzis (jak milo znow na Paharganj) i ponownie jechalam klasa AC. Tym razem juz wiedzialam ze czeka mnie posilek, ale nie sadzilam ze czterodaniowy. Najpierw wiec byl sandwich, samosa i herbata z ciastkami. Po chwili na stolikach pojawila sie zupa z paleczkami chlebowymi. Bylam juz zdecydowanie przejedzona, gdy okazalo sie ze to bylo na przystawke a danie glowne wkracza dopiero za chwile. W hermetycznie zamknietych kubeczkach lody na deser. Spasowalam po drugiej przystawce.

Jutro czeka mnie 17-godzina podroz najbardziej ekskluzywnym z pociagow. To znow przypomnialo mi o przepasci jaka w Indiach dzieli ludzi wyksztalconych od tych z najnizszych kast. 2000 tys rupii, bo tyle  kosztowal bilet, to nierzadko wiecej niz miesieczny dochod rikszarza.. Ale postanowilam nie miec w zwiazku z tym wyrzutow sumienia.
Wczesniej powtarzalam, ze zalezy mi na tym, zeby poznac 'prawdziwe' Indie Dlatego wcielilam sie w upoconego turyste biegajacego wszedzie piechota z aparatem na szyi, chcialam jezdzic najtanszymi pociagami, podczas pierwszego pobytu w Delhi spalam w hotelu, w ktorym bylam jedyna biala osoba (oprocz mnie mlodzi mezczyzni gotujacy w pokojach obiady), wcinalam paluchami lepki ryz w najtanszych 'restauracjach' na kolkach, siadalam przy jednym stole z rikszarzami i innymi mieszkancami slumsow. Ale czy wlasnie to sa 'prawdziwe' Indie? Doswiadczenie z Chandigarh zmienilo moje podejscie. Pamietam oczywiscie, ze to jedno z bogatszych miast w Indiach. Ale mialam tam stycznasc z klasa srednia, do ktorej przeciez sama naleze.
Dlaczego wiec na poczatku stronilam od Indii klimatyzowanych restauracji, zachodnich sklepow i sieciowych kawiarni Lavazza. Dlaczego buntowalam sie przeciw efektom globalizacji z ktorych chetnie korzystam w Polsce?
 Moze po doswiadczeniach z Indonezji? - gdy wysiadlam na Okeciu w Warszawie, omal nie poznala mnie rodzona siostra. Tylko, ze tam, nie mialam wyboru. Tam byla 'Indonezja' od poczatku do konca. Jedynie JAkarta mogla pochwalic sienowoczesnymi centrami handlowymi. Na Sumatrze, gdzie spedzilam prawie trzy miesiace, jeden jedyny raz udalo mi sie wypic kawe z ekspresu serwowana w klimatyzowanym lokalu.

Zanim wyjechalam do Indii, wiele osob pytalo mnie, czy znowu planuje ogolic wlosy. Zdecydowanie nie planowalam:)Sa rzeczy,ktorych wystarczy doswiadczyc raz, zeby wyciagnac - daleko idace - wnioski. Chocby takie, ze sa rzeczy ktorych wystarczy doswiadeczyc raz:)

13.08.2011

mission complete

Minal ponad miesiac odkad wylecialam z Europy. Jutro  wyjezdzam z Chandigarh. Kierunek - wschod.  Varanasi, Sarnath i Kalkuta. Pomyslalam dzisiaj, ze po tym miesiacu, a szczegolnie po ostatnich 8 dniach w Chndgrh naleza mi sie solidne wakacje:) Czasami miewam gorsze dni, dzis jest jeden z nich i jestem  po prostu zmeczona. Szczegolnie ludzmi, bo Chandi jest dosc spokojnym miastem, a pogoda, oprocz feralnego 'Capitol Compex' dnia, jest znacznie mniej uciazliwa niz byla w Delhi czy bedzie w Kalkucie.
Nie mozna ukryc, ze wychowanym w europesjkiej kulturze ciezko przestawic sie na azjatycka mentalnosc. Czasami to jest zabawne i obcowanie z tym ludzmi sprawia ogromna frajde, ale sa dni takie jak dzis, ktore chetnie spedzilabym w ktorymkolwiek z europejskich miast. Zeby tylko nikt mi sie nie przygladal!

Jesli chodzi o moj rozklad, dwa z goracych punktow zrealizowane. 3 tygodnie jogi w Rajpur - sukces, zbieranie materialow do dyplomu w Chandi - rowniez zakonczone sukcesem.
Wkrotce czeka mnie kolejne wyzwanie - 10 ciezkich dni buddyjskiej medytacji w Sarnath. Juz wiem, ze bedzie ciezko, ale sama tego chcialam, zreszta nadal chce.

Taki wymyslilam sobie tor z przeszkodami, jakby sama fakt spedzenia trzech miesiecy w podrozy nie byl wystarczajacym wyzwaniem. Jak mawiaja, co cie nie zbije, to cie wzmocni.

Sa dwie rzeczy, ktore zaraz poprawia mi humor - lektura ksiazki o Leonardo da Vinci ktora pare dni temu kupilam w jednej z ksiegarni oraz duzy kubek cappucino (w niemal kazdym sektorze maja tu co najmiej jedno takie miejsce, zaraz wiec do niego pedze!)

P.S. na ostrzeszowska - druga paczka z ksiazkami w drodze!

12.08.2011

Young Architect?

Nie ma to jak zdobyc plik niezbednych dokumkentow w piatek po poludniu, w kwadrans pred zamknieciem biura. Wszystko dzieki temu, ze jedna pani (Chief Architect), ktorej polecil mnie moj znajomy, zadzwonila do drugiej pani (Senior Architect), a ta w 10 minut wydala mi plany wszystkich terenow slumsowych jakie przyszly mi do glowy. Pisalam juz, ze mam szczescie? Szkoda ze pojutrze wyjezdzam. Zaczelo sie robic naprawde ciekawie. Moze ktos zaoferuje mi stanowisko Young Architect w biurze Chandigarh Housing Board? :] Chetnie zostalabym dluzej.

11.08.2011

Slum, podejscie drugie



Slumsy, wizualnie i estetycznie, nie robia na  mnie wrazenia. Zrobilo to, co na ich temat przeczytalam.
Zawsze myslalam: bieda i brud. Nie zastanawialam sie dlaczego setki ludzi mieszkaja w takich warunkach. Winni wcale nie sa mieszkancy slumsow, winne jest panstwo. To oczywiste, ale patrzac na Slum, pierwsza reakcja jest niechec do przebywajaych tam osob, a nie do kraju w ktorym sie znajduja.
Powinno byc odwrotnie.

Kiedy w latach 50. zaczeto budowac Chandigharh, kuszac lepszymi warunkami zycia, do Punjabu sciagnieta - poczatkowo okolo 30tys -  rolnikow i niewykwalifikowanyc robotnikow, zeby budowali niezalezna stolice. 'City Beautiful' jak z duma mawial o niej pierwszy premier niepodleglych Indii Jawaralhar Nehru.
Przyjechali wiec, liczac  na wyzsze zarobki niz w miejscowosciach, z ktorych sie wywodzili (glownie Rajastan, Uttar Pradesh oraz wioski Punjabu). Pracowali mezczyzni, kobiety i dzieci. 7 dni w tygodniu. Byli naprawde tania sila robocza. Ale juz wtedy bylo wiadomo, ze przy tak niskim wynagrodzeniu, jakie dostaja za swoja prace, nie beda w stanie oplacic wynajmu nawet najtanszego lokum w miescie. Sami wiec zaczeli stawiac sobie 'kolonie' mieszkalne niedaleko miejsc, w ktorych pracowali. Po jakims czasie, zeby 'oczyszczac' miasto, wladze postanwily wysiedlac ich do 'koloni tymczasowych' poza planowanymi sektorami. Obiecywano im  mieszkania socjalne ktore w przeciagu paru lat powstawac mialy w niezaplanowanych jeszcze kwartalach sektorow. Poniewaz kolonie te mialy byc jedynie 'tymcasowym' rozwiazaniem, wladze nie doprowadzaly do nich pradu, wody ani kanaliacji, nie zapewniajac przy tym ich mieszkancom godnych warunkow zycia.

W miescie powstaja teraz kolejne ekskluzywne osiedla zamkniete, tzw enklawy, a dawni imigranci nadal mieszkaja w namiotach skleconych ze slomy, zelaza, foli i wszystkiego, co uda im sie znalezc i wplesc w rachityczna konstrukcje.

Wbrew temu co sadzilam wczesniej, mieszkancy slumswo to nie bezrobotni ktorzy sami przyczynili sie do takich warunkow zycia. To w wiekszosci rikszarze, z ktorych uslug korzysta tutaj niemal kazdy, to dostawcy mleka, drobni handlarze, sprzatacze, robotnicy majacy czesto na utrzymaniu zone i gromadke dzieci.
Nie chce pytac, co dzieje sie z tym ludzmi i ich rodzinami, kiedy zachoruja lub z racji wieku nie sa dluzej zdolni do pracy.






10.08.2011

Capitol Complex, bez cenzury

Niedawno, kiedy pstrykalam walczace na srodku ulicy barany (Musoorie), znajoma, sila sciagajac mnie z jezdni, stwierdzila ze dalabym sie rozjechac zeby zdobyc dobre ujecie. Przyznalam jej racje.
Dzis, zeby obfotografowac jeden z glownych powodow mojego przyjazdu do Indii - budynki Kapitolu - zlamalam tutejsze prawo, nie chwalac sie, co najmniej trzy razy. Mimo wszytsko mam powody do dumy.


Dwa dni temu, pisalam o tym wczesniej, od Principala CCA dostalam pozwolenie na zwiedzanie
wszystkich trzech budynkow wchodzacych w sklad Kapitolu:
Secratariat, Assembley Hall oraz High Court. Bez tego mozna jedynie pomarzyc o wejsciu na
teren ktoregokolwiek z budynkow. Okazalo sie jednak, ze rowniez z pozwoleniami nie jest to
latwe.



Sekretariat. Wejscie numer 1. Nie wpuszacza mnie. Mowie, ze mam 'permission'. To nic. Musze
isc do wejscia numer 2. Tamtedy wejde. Ide wiec. Brama nr 2 nalezy do stanu Haryana
(Chandigarh jest terenem niezaleznym (Union Territory) na pograniczu dwoch stanow). Nie mowia po angielsku, wskazuja palcem w strone 'recepcji'. Recepcja - prosze isc do bramy nalezacej do Punjabu. Tam wpuszcza. CCA nie ma pozwolenia na wydawania zgody na wejscie od strony stanu Haryana. Kieruje sie wiec od razu w strone kolejnej 'recepcji'.
Robia mi dwa zdjecia, spisuja dane z mojego paszportu, w koncu wydaja
'pozwolenie'. Kieruje sie w strone bramy 'Punjab'. Dwa podpisy, pieczatka. Zamieniaja jeden
swistek papieru na drugi. Pierwsza bramka kontrolna - omijam i kieruje sie do tej dla
kobiet. Przeszukuja mi torbe, sprawdzaja czy nie przemycam czegos w nogawkach od spodni
(nie wiem czego, ale przyzwyczailam sie po notorycznych kontrolach na stacjach metra w
Delhi).
Jedna ze strazniczek prowadzi mnie labiryntem korytarzy do 'Control Room'. Tam
chwile narazdza sie z trzema innymi straznikami. Po chwili wychodzi do mnie jeden z
wyzszych ranga (tak oceniam po zachowaniu i mundurze) i mowi ze dostane zgode na wejscie
do Sekretariatu ale na fotografowanie juz nie.
Na to z kolei ja nie moge sie zgodzic.
Mowie, ze jestem architektem, mam pozwolenia od Pryncypala CCA i mam zamiar obfotografowac
budynek. Dobrze. W takim razie musze jeszcze chwile poczekac. Po chwili wraca. Moge robic
zdjecia ale tylko na zewnatrz i na dachu budynku. 'Ze wzgledow bezpieczenstwa'
fotografowanie wewnatrz jest absolutnie zabronione. Zaraz przysla po mnie straznika, bo sama nie moge isc.


Po chwili dolacza do mnie kolejny turysta. Jeden z pierwszych jakiego spotkalam w
Chandigarh. Japonczyk z Hiroshimy, pracujacy jako architekt w Bhutanie. Kiepsko mowi po
angielsku.
Kierujemy sie w strone windy. Pytam czy mozemy pojsc schodami? Na 10 pietro? Straznik
wydaje sie zrezygnowany i chyba wiodzi ze tak latwo nie odpuszcze. Idziemy rampa. Twardo
trzyma sie zakazu robienia zdjec. Jeden pokoj, drugi. Na 8 piertrze kolejne formalnosci,
kilka pieczatek i wreszcie wchodzimy na dach. Po 10 minutach z powrotem wida na dol. Z
pozwoleniem ktore mi wydali ponoc moge isc ogladac Assembley Hall.

Secretariat

Secretariat

Okazuje sie ze niekoniecznie. Tu juz nie jest latwo. Przy budce ze straznikami spedzam okolo 30 minut. Zadne prosbny ani grozby nie skutkuja. Bez pisemnego 'permission' od Chief Architect (pani ktora mialam
przyjemnosc poznac wczoraj) nie mam nawet co marzyc o wejsciu. Permission od Principala
jest w tym momencie nie istotne. Nikt nie mowi po angielsku na tyle, zeby wytlumaczyc mi
dlaczego. Jestem uparta wiec wszyscy trzej straznicy opuszaczaja dyzurke (sic!) i ida sie
naradzac. Korzystajac z sytuacji przekraczam szlaban i dyskretnie wchodze na teren
Assembley Hall. Niestety nie dlugo ciesze sie wolnoscia bo panowie predko przybiegaja i z
krzykiem odganiaja mnie na druga strone betonowego ogrodzenia. Mowie ze wroce w sobote z
pozwoleniem od Chief Architect i daje za wygrana. Do czasu.

Widok na Assembley Hall

Dziura w plocie


Okolo 15 minut ide wkolo ogrodzenia. Caly czas betonowy mur na wysokiem nasypie porosnietym krzakami. Nie ma szans zeby cokolwiek zobaczyc. Nie wiem ile jest stopni, ale odkad jestem w Indiach slonce
jeszcze tak mocno nie grzalo. W windzie Sekretariatu termomentr wskazywal 41C. Tytlko ze
tam byly wiatraki i bylo calkiem chlodno. W koncu beton sie konczy. Wskakuje w krzaki. Za
mna, nie wiedzacy co sie wlasciwie dzieje, ledwo przytomny z goraca Japonczyk.
Zorientowalam sie dopiero teraz ze caly czas szedl moim sladem. Znajduje dziure w plocie
(najwodoczniej nie bylam pierwsze zdesperowana) i przedzieram sie na teren Assembley. Boje
sie podejsc zbyt blisko bo w oddali widze budki straznicze. 

 


Assembley Hall



Ale zdjecia ktore mam to juz duzy sukces. Jest naprawde goraco. Czas na ostatni budynek -
High Court. Ide w jego strone, po drodze kilka ujec Hand Monument i ... okazuje sie ze
szczescie mimo niesprzyjajacych okolicznosci nie chce mnie opuscic. Tylne wejscie na teren
Assembley Hall, otwarta brama a straznika nie ma. Straznik spal w cieniu pod drzewem i nie
zamknal bramy po ktoryms ze sluzbowych samochodow wjezdzajacych na teren kompleksu. Troche nie chcialo mi sie wierzyc, ze to dzieje sie naprawde, ale podeszlam kilkaset metrow pod samo wejsciew Assembley Hall i zrobilam kilka zdjec z ktorych jestem naprawde zadowolona!
Nie weszlam co prawda do srodka. Moglabym probowac, ale balam sie ze w konsekwencji mogliby odebrac mi aparat lub kontaktowac sie z Collegem a to nie byloby przyjemne...
Jesli znajde czas i sily, poprosze Chief Architect o wydanie stosownego pisma. Chociaz zaczynam watpic czy mogloby ono cokolwiek zdzialac. I czy wogole bym je dostala.
W ramach argumentacji, zeby nie wpuscic mnie na teren Assembly, staraznicy mowili: 'very dangerous'. Powiedzialam ze ja zdecydowanie nie jestem 'dangerous' i z tego sie smiali; niczego wiecej nie bylam w stanie sie dowiedziec.


Assembley Hall

I wreszcie High Court. Po drodze udalo mi sie kupic butelke zimmnej Coli. Zawsze jestem pod
wrazeniem, ze w najmniej oiczekiwanych momentach mozna tu dostac to, o czym sie wlasnie
marzy. Okazalo sie ze pod workiem z 'niewiadomoczym', siedzacy przy pustej drodze mezczyzna
ma 'lodowke' z zimnymi napojami...

High Court i ta sama historia. Pozwolenie na wejscie, okey, nie z tej
strony tylko z drugiej, wiec znow okrazam budynek. Wpuszczaja mnie, tym razem bez eskorty, ale kaza
isc od razu na drugie pietro do 'reception desk' gdzie dostane pozwolenie na wejscie i
robienie zdjec. Przepraszam ze wyrazenie, ale zdecydowanie chrzanie to, wchodze schodami na
ostatnie pietro, robie zdjecia, ktos pyta mnie o pozwolenie, udaje ze nie slysze i
spokojnym krokiem kieruje sie do wejscia frontowego, bo na ujaciach z tej strony budynku
najbardziej mi zalezalo. Mam te zdjecia, ide przed siebie. Japonczyk zagubil sie gdzies po
drodze, podejrzewam ze zakonczyl zwiedzanie na pietrze numer dwa. Nie odwracajac sie wiecej
za siebie zlapalam riksze i pojechalam do najblizszego klimatyzowanego miejsca jakie
przyszlo mi do glowy. Jest godzina 15.40. Mialam jechac jeszcze dzis ogladac kolejny sektor slumsow ale zdecydowanie sie do tego w tej chwili nie nadaje. Pozdrawiam!

High Court

High Court

9.08.2011

Slum, podejscie pierwsze

Za rada profesora Malika wybralam sie do sekretariatu City Chef Architect. Pani Sumit Kaur dumnie zajmowala pokoj, w ktorym pare kadencji wczesniej zasiadal Pierre Jeanneret (kuzyn Le Corbusiera, jeden z europejskich architektow pracujacych przy projekcie miasta). Na audiencje musialam chwile poczekac, wypelnic formularz ktory jeden z 'sekretarzy' podal przez drzwi 'szefowej' zanim ta zgodzila sie mnie wpuscic. Rozmowa trwala 3 minuty; pani pokrecila glowa, powiedziala ze ot tak planu sektoru nad ktorym chcialabym pracowac mi nie wyda, potrzebne oficjalne pismo z mojej uczelni, mam zglosic sie do niej w piatek, a w miedzyczasie obejrzec sektor 51 w ktorym na miejscu slumsow ma powstac centru handlowe (sic!). Nie do konca zrozumiala moja wizje 'rehabilitacji' terenow slumsowych i ze interesuje mnie sektor nr 45. Planow nie dostane dzis i juz. Do zobaczenia w piatek.

Mam wiec chwile na przemyslenie sytuacji i zdobycie odpowiedniego pisma polecajacego, chocby od samego papieza.




Zeby ogarnac troche temat wybralam sie na zwiedzanie slumsow w sektorze 25. Wszyscy bardzo prosili o robienie im zdjec i wygladali na raczej szczesliwych. Zdecydowanie bardziej zadowolonych z zycia niz zasiadajaca w 'Fotelu' Pani Kaur.