najgorzej powiedzieć sobie 'dobra, napiszę jutro, dziś już nie chce mi się wychodzić z łóżka'.
tak było wczoraj wieczorem. a dzisiaj w głowie pustka.
zawsze, gdy czytam książkę, uaktywniają się moje twórcze kanały. ostatnio wciągnął mnie bez pamięci Paul Theroux. zdaje się, będzie moim guru podczas tegorocznej podróży.
w Indonezji - właściwie zupełnie przypadkiem - został nim włoski, nieżyjący już dziennikarz, pisujący dla Der Spiegel i paru innych niemieckich dzienników, Tiziano Terzani. mistrz (!).
aż wstyd przyznać, że wcześniej go nie znałam; wstyd przyznać że moja znajomość pisarzy - podróżników - zaczynała się i kończyła na Kapuścińskim.
na Terzaniego natknęłam się od niechcenia, w bookarescie. pare dni przed wylotem uznałam że nalezy uzupełnić podróżniczą biblioteczkę i oprócz Dzienników ze Spandau Alberta Speera wpadła mi w ręce książeczka 'W Azji'. pamiętałam, że na TT natknęłam się już kiedyś wcześniej w empiku, i uznałam że tym razem bez nigo nie wyjdę. a potem - dziełem przypadku - poznałam w Indonezji Karolinę - również jego fankę, i tak zauroczył mnie bez reszty.
Z Theroux było całkiem podobnie - również bookarest i również kontekst Indonezji - tym razem krótko po powrocie - wszystko co zawierało słowa: Azja, Bliski Wschód, a w tym przypadku również Orient Express działało (i działa nadal) jak magnes.
w międzyczasie przebrnęłam również przez kilka polskich pozycji (autorstwa 'dziennikarzy' pisujących m.in dla Wyborczej), ale na półce z reportażem, właściwie na żadnej półce, niestety nie znajdę dla nich miejsca.
zmierzałam jednak do tego, że czytając wczoraj Theroux wpadło mi do głowy kilka myśli, którymi zamierzałam podzielić się (z sobą?). gdzieś nawet notowałam...
może jutro:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz