pierwszy bilet zabookowany (Delhi-Varanasi). im dłużej myślę o podróży która mnie czeka, tym bardziej nie mogę się od tych myśli oderwać. i znów - skąd we mnie ta przemiana. pamiętam, jak jeszcze nie tak dawno, podróż to była dla mnie wyprawa samochodem 1+1, a wakacje to rezerwowany pobyt w hotelu lub pensjonacie, najlepiej z basenem.
teraz za nic nie zamieniłabym brudnego pociągu w indiach na pachnący hotel w tunezji. bo i co miałabym tam robić.
zostały jeszcze dwa dni pracy w biurze. miałam momenty zawahania. może zostać tu, gdzie jestem.
Kahlfeldt zasugerował, że 'dostałabym' projekt wystawy organizowanej we współpracy June Newton i Grand Palais w Paryżu. zabrzmiało kusząco. zdobyłam już trochę doświadczenia, przez co moja praca wyglądałaby teraz jeszcze ciekawiej. zresztą i na to, co robiłam do tej pory, nie mogę narzekać.
ale - pamiętam że z Indonezji też nie chciałam wracać do Europy, nie chciałam wyjeżdżać z Cottbus. Teraz mi smutno bo opuszczam Berlin. A za parę miesięcy będę płakać wylatując z Hanoi.
Przy każdej okazji odrobina gratisowej melancholi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz