26.05.2011

one way ticket

pierwszy bilet zabookowany (Delhi-Varanasi). im dłużej myślę o podróży która mnie czeka, tym bardziej nie mogę się od tych myśli oderwać. i znów - skąd we mnie ta przemiana. pamiętam, jak jeszcze nie tak dawno, podróż to była dla mnie wyprawa samochodem 1+1, a wakacje to rezerwowany pobyt w hotelu lub pensjonacie, najlepiej z basenem.
teraz za nic nie zamieniłabym brudnego pociągu w indiach na pachnący hotel w tunezji. bo i co miałabym tam robić.

zostały jeszcze dwa dni pracy w biurze. miałam momenty zawahania. może zostać tu, gdzie jestem.
Kahlfeldt zasugerował, że 'dostałabym' projekt wystawy organizowanej we współpracy June Newton i Grand Palais w Paryżu. zabrzmiało kusząco. zdobyłam już trochę doświadczenia, przez co moja praca wyglądałaby teraz jeszcze  ciekawiej. zresztą i na to, co robiłam do tej pory, nie mogę narzekać.
ale - pamiętam że z Indonezji też nie chciałam wracać do Europy, nie chciałam wyjeżdżać z Cottbus. Teraz mi smutno bo opuszczam Berlin. A za parę miesięcy będę płakać wylatując z Hanoi.
Przy każdej okazji odrobina gratisowej melancholi.

25.05.2011

Vietnam czy Vietniane

zamiast tego, ile dni jeszcze będę mieszkać w BERLINIE, powinnam zacząć odliczać ile dni zostało do wylotu do AZJI.

11/07/11 Berlin - Moskwa - Delhi. (47 dni)

na tym powinny opierać się moje rozliczenia z czasem. ale niestety, nie potrafię zainteresować się czymś, czego jeszcze nie doświadczyłam. właściwie nie interesuje mnie rzeczywistość jako taka. interesują mnie własne przeżycia. dlatego też trasa nadal nie zaplanowana. zmuszam się do tego, żeby przemyśleć choć w części ten wyjazd.
wiem, że Delhi, Chandigarh, Varanasi, Kalkuta. wiem już o 20 dniach jogi niedaleko Rishikeshu i o 10 dniach medytacji w Sarnath.
co ciekawe, wyczytałam dziś że podobny kurs Vipassany odbył mój guru Tiziano Terzani, kilka lat przed tym, gdy dowiedział się że choruje na raka.  Tiziano był w północnej Tajlandi. bo tam spędził dobry kawałek swojego życia. ja będę w północnych Indiach.

to zabawne jak fakty się zbiegają - z Terzanim co rusz odnajduję nowe podobieństwa. dlaczego tak dobrze  rozumiem się z nieżyjącym już włoskim dziennikarzem.

o Vipassanie dowiedziałam się od Moniki. ona usłyszała o niej od Ukrainki spotkanej w pociągu w Indiach (może przekręcam fakty ale brzmiało podobnie). oczywiście - wyjazd do Indii M&M zaplanowali kiedy ja byłam w Indonezji. tam właśnie po raz pierwszy sięgnęłam po książkę Terzaniego. co skłoniło mnie do wyjazdu do Indinezji? i ile kolejnych możliwości-połączeń otworzył przede mną ten wyjazd?

czasami mam wrażenie że całe życie to wynikowa jakiegoś jednego głupiego zbiegu okoliczności. stąd mój wniosek - trzeba się tym zbiegom, i temu co niesie życie, poddawać. akceptować i rozwijać.

bo przecież - gdybym z bardzo dziwnych przyczyn nie przerwała pobytu w Indonezji, nie dostała się na praktyki do #K (kto może wiedzieć dlaczego akurat mnie wybrano na praktykantkę), nie byłoby mnie tu teraz, a co robiłabym za półtora miesiąca... Na pewno nie leciałabym do Delhi. Może bym już tam była, a może zupełnie nie.

24.05.2011

viva l'italia i znów Terzani

nie pisałam prawie dwa miesiące. dużo się od tego czasu wydarzyło, dużo zmieniło, szczególnie we mnie. w końcu się przyzwyczaiłam. nauczyłam się mieścić w dniu podzielonym na dwa. dzień do 18, czasami dłużej, zdarzało się do 20, 22 i dzień po powrocie do domu. żywoty równoległe. przestał przeszkadzać mi 'ten sam' szef i ta sama filiżanka z kawą. przeszkadza nadal ta sama sąsiadka, ale to już kwestia naszej ludzkiej ułomności. zaangażowałam się w pracę, nawet ją pokochałam, a czasami było jej za mało. lubię pracować. pokochałam też weekendy z którymi do tej pory zawsze miałam problem. dużo zmieniło się na plus. ani się obejrzałam, a już koniec, czas pakować rzeczy i wracać. tylko dokąd, na jak długo? wracać, a może wyjeżdżać. bo gdzie jest moje miejsce, to prawdziwe.

'jeśli już raz przepłynąłeś Atlantyk, zawsze jesteś na niewłaściwym brzegu'. stąd ta wieczna nostalgia, bo właściwie już nigdzie nie jest się 'u siebie'. ale zawsze jest pięknie i może być tylko lepiej.

zostały mi 4 dni pracy. około 2 tygodnie w niemczech.
"Nic nie zdarza się przypadkiem".